piątek, 17 października 2014

Ratunku - potrzebujemy Waszych podpisów!

Ratunku - potrzebujemy Waszych podpisów!

Znów zrobił się szum wokół "Ustawy o książce".
PIK opublikował list otwarty, skierowany do Pani Premier i polskich parlamentarzystów, w sprawie poparcia projektu. Pod listem może podpisać się każdy, na stronie Audiowizulani.pl . Już dziś widnieje tam wiele nazwisk znanych pisarzy, wydawców i (mniej znanych publicznie) księgarzy.

Dlaczego się pod nim podpisałam?
Ponieważ założenia "Ustawy o książce" są ostatnią deską ratunku dla rynku niezależnych księgarń. Mało tego, są jedyną szansą dla istnienia szerokiego spektrum literatury w Polsce, dla prosperowania wydawnictw niszowych. Są gwarancją dostępności książek nie tylko w wielkich miastach, galeriach i internecie, ale także w małych miejscowościach, dla mieszkańców wsi i miasteczek.

Nie jest to może idealny projekt - w środowisku księgarzy i wydawców wciąż pojawiają się krytyczne komentarze. Ale jest! Wypracowany po latach debat i sporów.
Pierwsze koncepcje stworzenia takiej regulacji pojawiały się od dawna. Osiem lat temu powstała Izba Księgarstwa Polskiego, założona przez księgarzy, z udziałem firm związanych z dystrybucją książki. Zrzeszyliśmy się dlatego, by dążyć do uregulowania rynku książki. Przez te wszystkie lata nie udało się osiągnąć takiego etapu, na jakim stoimy dziś. Pierwotnie niewielu wydawców dostrzegało potrzebę takich prawnych rozwiązań, teraz sami występują z inicjatywą. Dlaczego?
Nie po to, jak sugerują niektórzy, by bezkarnie podnosić ceny książek i narzucać je czytelnikom. Właśnie po to, aby ceny książek miały szansę stać się realne - niższe. Obecnie kilku największych graczy na rynku, jakimi są sieci i hipermarkety, dyktuje warunki wydawcom. Wymusza ceny zakupu, które umożliwią organizowane przez te firmy super promocji. Dzieje się to kosztem producenta (zresztą nie tylko na rynku książki zachodzi taki proceder). Więc wydawca się broni ustalając cenę okładkową wyższą niż jest to niezbędne, po to, aby móc dać wybranej firmie wielki rabat. Ale ten upust obowiązuje tylko w określonym kanale dystrybucji i tylko w określonym czasie. Inne firmy, księgarnie niezależne, kupują tę samą książkę drożej i muszą zaoferować w cenie okładkowej. To dyktat "wielkich", typowy dla obecnego układu ekonomicznego. Czy jednak jest na pewno korzystny dla kultury?

Książka to nie bułka. O jej dostępność trzeba walczyć. Czytelników i klientów księgarń trzeba  wychowywać. Do tego jest potrzebny różnorodny dostęp do literatury i mnogość księgarń, nie tylko sieciowych. Małe firmy niezależne, w małych miejscowościach, mają bardzo skromne możliwości, aby się utrzymać na dzisiejszym, agresywnym ekonomicznie, rynku. Ustawa o książce daje nam tę szansę. Ale daje też nadzieję mieszkańcom prowincji, że w najbliższym otoczeniu będą mieli księgarnię, która będzie miała dla nich szeroką ofertę, nie tylko - wzorem marketów - czytadło z nazwiskiem bestsellerowego autora.
I choć wiem, że w internecie znów posypie się mnóstwo agresywnych komentarzy przeciwko ustawie, pragnę zwrócić uwagę, kto wydaje takie opinie: ludzie którzy są zaradni, sprawnie posługujący się nowoczesnymi mediami, zainteresowani literaturą (skoro w jej sprawie zabierają głos). Wydaje im się oczywiste, że każdy, chcąc kupić książkę, poluje na jej atrakcyjną cenę na stronach internetowych, albo wstępuje do sieciowej księgarni przy każdej bytności w galerii. Nie biorą pod uwagę, że amatorzy książek mieszkają także z dala od centrów handlowych, że jest wielu, którzy nie dokonują zakupów przez internet. Że dzieci muszą mieć kontakt z książką od pierwszych lat życia, aby wzbudzić w sobie potrzebę jej przeczytania, a także posiadania. Nie pamięta, że książka wymaga też recenzji, opinii, polecenia, a kto może to lepiej zrobić niż księgarz?
Zbyt wiele lat obserwuję klientów swojej księgarni, by nie wiedzieć, że wielu z nich nie sięgnęłoby po książkę, gdyby nie mogli wstąpić do księgarni, ot tak, przy okazji, przechodząc obok ulicą. Wielu nie wybrałoby książki na prezent, gdyby nie była łatwo dostępna. Wielu nie wiedziałoby, że się ukazał interesujący tytuł, gdyby nie zobaczyli go na naszej wystawie.
I wiem, że tak jest w innych małych miejscowościach, gdzie jeszcze ocalały księgarnie. Dlatego właśnie podpisałam list w sprawie "Ustawy".

A także dlatego, że chcę bronić istnienia swojej profesji, której nie uda się ocalić, jeśli nie dostrzeże się w niej roli instytucji kulturalnej, a nie tylko zwykłego punktu handlowego.