wtorek, 3 lutego 2015

Czy nadal jest dla nas miejsce?


Katarzynę Bondę, Małgorzatę Kalicińską, Krystynę Koftę i Janusza L.Wiśniewskiego jakoś mniej lubię.
No może panią Koftę najmniej mniej, ponieważ w swojej wypowiedzi umieściła zdanie: "Byłoby świetnie, gdyby udało się reanimować małe księgarnie, myślę, że nadal jest dla nich miejsce." Przez to straciła najmniej mojej sympatii. A jednak...

Poszła fama, że Empik jest zagrożony upadkiem. Obok westchnień ulgi ze strony księgarzy, dla których jest odwiecznym konkurentem, grającym nie fair (przedsprzedaże na wyłączność). Obok niepokoju wydawców, których szachuje opłatami za TOP-kę, ale też nie płaci za sprzedaż całymi miesiącami, więc czy zapłaci po upadku? Obok szumu czytelników-klientów, którzy podzieleni są między obrażonych na EMPIK z powodu reklamy z Nergalem, a tych którzy tam kupują, ale wyrzekają, że drogo. Obok medialnego poklasku, że upadek giganta przyczyni się do polepszenia działania rynku książki w Polsce, pojawiła się w sieci notka z wypowiedziami kilkorga znanych autorów, broniących EMPIKu. Każdy ma prawo do własnego zdania, ale mnie, jako osobę prowadzącą lokalną księgarnię, zabolało parę stwierdzeń.

Małgorzata Kalicińska jako argument za EMPIKami podała m.in.: "Koło salonów można zaparkować, są w centrach handlowych. Niewielkie księgarnie nie są położone tak korzystnie." Proszę sobie wyobrazić, że od lat żałuję, że moja księgarnia jest położona tak niekorzystnie, na rogu rynku! Jest to samo centrum powiatowego miasta, przez całe lata będące skupiskiem sklepów i mekką zakupowiczów. Teraz znajdujemy się prawie na pustyni, bo życie miasta przeniosło się do marketów. A my, jako zachętę, mamy jedynie wokół siebie płatne parkingi. Ale mimo to istniejemy, wbrew trudnościom i wysokim czynszom. I można samochód zatrzymać praktycznie pod naszymi oknami.



Katarzyna Bonda powiedziała: "Należę do grona tych pisarek, które chętnie zgadzają się na to, by ich książki trafiały do supermarketów i dyskontów, by były jak najbliżej czytelnika. Pewnie to właśnie tam kupowalibyśmy wtedy [gdyby upadł EMPIK] książki."
I dzięki takim ludziom niebawem nie będzie w Polsce niezależnych księgarń. Ja się z panią Bondą zgadzam, że nie byłoby dobrze, gdyby jedynym źródłem zaopatrzenia czytelników w książki były markety. Ale jest na to rada: pomóżcie przetrwać księgarniom w małych i dużych miejscowościach, póki jeszcze istnieją. Księgarzy nie interesują jedynie tytuły o najlepszej rotacji i najsławniejsze nazwiska. Mają ambicje, aby na ich półkach leżała także literatura trudniejsza, niszowa, dla wybranych odbiorców. Książki Katarzyny Bondy też pewnie przyhołubi niejeden księgarz, nawet wtedy, gdy znikną z list bestsellerów.

Wg Janusza L.Wiśniewskiego EMPIK to sposób na życie. A czy pan Autor bywał na spotkaniach w księgarniach niezależnych, uczestniczył w projektach, warsztatach tam organizowanych? Czy nie zauważył, że model bycia, proponowany przez EMPIK groźnie wypacza pojęcie kultury wyższej, a pozostaje raczej w sferze kultury masowej?


Krystyna Kofta natomiast dzieli się refleksją: "W czasie wakacji byłam w jednym z salonów w małym mieście, chciałam kupić swoją książkę na prezent i okazało się, że bardzo szybko można ją sprowadzić." Nie było to naprawdę małe miasto, bo w moim nie ma EMPIKu, jest tylko "zwykła księgarnia". I proszę sobie wyobrazić, że ta "zwykła" księgarnia też, albo ma, albo może w ciągu 1 dnia, na życzenie klienta, sprowadzić książki pani Kofty. A także wielu innych autorów. Czasem z wydawnictw niszowych, czasem wydane 3 lata temu i zapomniane przez wszystkie sieci. Czemuż w tym świetnym EMPIKu nie czekała na autorkę jej książka? Bo salony nastawione są na bestsellery. A "szybko sprowadzić" dostępny na rynku tytuł to obecnie może prawie każdy (oczywiście przy odrobinie dobrej woli i organizacji).

Klienci naszej księgarni nie muszą się obawiać, że nagle znikną z oferty tytuły takie jak "Dom nad rozlewiskiem" albo "Pochłaniacz". Stoję na stanowisku, że własne sympatie i antypatie trzeba oddzielać od zawodu, a jedyna w mieście księgarnia powinna mieć coś dla każdego, czyli miłośników Wiśniewskiego czy Kalicińskiej także.
A jednak jest mi przykro. Mogą istnieć pisarze, którzy zdają sobie sprawę z roli, jaką niezależne księgarnie odgrywają na rynku książki. Jak choćby Zygmunt Miłoszewski, z którym miałam przyjemność zamienić parę zdań na spotkaniu autorskim.
Dlaczego Państwo, choć podpisaliście się pod petycją o "ustawę o książce", wysyłacie sygnał do społeczeństwa, że księgarnie nie mają już znaczenia, że tylko EMPIK, bo jak nie on, to książki trafią do kartonów w supermarketach? W ten sposób nie zbudujemy społeczeństwa kultury i czytelnictwa, a księgarnie niezależne całkiem znikną.