wtorek, 12 sierpnia 2014

Nie zgadzam się




Wyobraziłam sobie, że mój blog będzie (w nieco sentymentalny sposób) uchylał rąbka kotary, która przed klientem skrywa pracę księgarza. Tymczasem aktualne problemy księgarstwa wzięły górę i wręcz MUSZĘ się odnieść do sytuacji na rynku podręczników.

Wczoraj sekcja edukacyjna Polskiej Izby Książki wydała oświadczenie-poradę "Jak nie przepłacać za podręczniki". W swoim tekście, w sposób mało zawoalowany, dają do zrozumienia, że księgarnie nie są właściwym miejscem do zakupu podręczników, ponieważ zawyżają ceny i są winne wzrostowi tegorocznych wydatków na wyprawkę ucznia. NIE ZGADZAM SIĘ z takim postawieniem sprawy i czuję się w obowiązku przedstawić sytuację na rynku podręczników z innego punktu widzenia.

Jako księgarz nie czuję się w najmniejszym stopniu odpowiedzialna za wzrost cen podręczników i wysokie koszty uczniowskich zestawów. Od lat, w swojej księgarni stosuję te same marże (a zatem nie podwyższam ceny z własnej woli i dla własnego zysku). Równocześnie oferuję różnorodne formy rabatów, upustów i promocji. Wykonuję swój zawód najlepiej jak potrafię, ale jako, że księgarstwo jest gałęzią handlu, muszę dbać o przychód wystarczający na prowadzenie działalności. Trudno zatem spodziewać się, że sprzedam towar za cenę jego zakupu. 
Z pełną odpowiedzialnością oświadczam, że: WYSOKIE CENY I PODWYŻKI TO DOMENA WYDAWCÓW EDUKACYJNYCH. 
Każdego roku, przed nowym sezonem, wydawcy edukacyjni podnosili ceny podręczników. Czy było to uzasadnione? Zapewne w niektórych przypadkach tak. Jednak były podnoszone w równym stopniu ceny nowo wydrukowanych podręczników, co nakłady już wydrukowane i przechowywane z poprzednich sezonów (i już choćby to może budzić wątpliwości).
Jednak jeszcze parę lat temu wydawca na podręcznik ustalał cenę tzw. katalogową, a zatem sam brał odpowiedzialność za koszt zakupu swoich książek przez klienta końcowego. Dystrybutorzy (hurtownie i księgarnie) otrzymywali od tej ceny detalicznej upust. I jeśli było to w granicach ich możliwości (np. wielkość obrotu towarem im na to pozwalała) mogły się częścią tego upustu podzielić ze swoim klientem.
Obecnie wydawcy edukacyjni podjęli decyzję, że nie ustalają ceny detalicznej / katalogowej na swoje produkty. W PIK-owskim oświadczeniu wydawcy twierdzą, że "nie mają i nie mogą mieć wpływu na ceny, w jakich oferowane są podręczniki przez sprzedawców detalicznych".
Skoro jednak oferują dystrybutorom podręczniki w określonej cenie, a księgarnie od wielu lat stosują te same marże, to cena detaliczna jest oczywista. Wydawcy na stronach swoich księgarń internetowych podają ceny detaliczne wyliczone na tej właśnie zasadzie (czyli tak naprawdę cena katalogowa nadal jest znana i ustalana przez wydawcę). Ale oferowane ceny zakupu na tychże stronach już są wielokrotnie mniejsze - rabaty udzielane detalicznemu klientowi są tak duże, że ceny często oscylują w okolicy kosztów zakupu hurtowego dla księgarni.

Oczywiście rodzic-czytelnik powiedzieć może: cóż mnie to obchodzi - chcę kupić podręczniki jak najtaniej! I być może wielu z Państwa nie interesuje istnienie księgarń przez całą resztę roku. Ale proszę wziąć pod uwagę, że nadal jest mnóstwo osób - naszych wiernych klientów - którym (wierzę w to) jesteśmy potrzebni. I po to, by mieć dla Państwa przez cały rok różnorodną ofertę, musimy zarobić na utrzymanie księgarni. Nie da się tego zrobić sprzedając towar z 2% marżą! Każda księgarnia to lokal na utrzymaniu, to doświadczeni pracownicy, to koszty obsługi, ekspozycji tytułów, komunikacji z klientami. Kiedy zamawiacie Państwo książki na stronie internetowej, dużą część naszej pracy wykonujecie sami i dlatego otrzymujecie w zamian większe upusty. Ale nie każdy chce lub potrafi odnaleźć w internecie potrzebny mu tytuł, sprawdzić jego aktualność, skompletować zestaw podręczników wg szkolnego wykazu (nie oszukujmy się, wykazy bywają różne - są czytelne i jednoznaczne, ale także takie, gdzie trudno się domyślić co kupić do danej klasy). Te osoby zwracają się do księgarza i liczą na fachową obsługę. Kiedy księgarnie znikną, część osób pozostanie bezradna. Nie tylko nigdy nie kupi książki sobie lub dziecku. ale będzie wymagała pomocy osób trzecich np. w skompletowaniu podręczników.
A zatem wydawcy edukacyjni, publikując poradę w imieniu PIK, tak naprawdę nie tylko zrzucają z siebie odpowiedzialność za koszty edukacji, o których w największym stopniu decydują. Łamią równocześnie dobre zasady rynkowe.
Być może w świecie przyszłości będziemy wszyscy korzystać wyłącznie z książek elektronicznych, do dystrybucji których nie potrzeba tradycyjnej księgarni. Na razie jednak, dla sprzedaży większości nakładu książki nie wystarczy strona internetowa, potrzebna jest stacjonarna księgarnia. Na wrogiej wobec dystrybutorów postawie wydawców edukacyjnych stracą nie tylko księgarnie, nie tylko wydawcy beletrystyki i tytułów poradnikowych, ale przede wszystkim klienci-czytelnicy, którzy stracą istniejącą jeszcze sieć księgarń, a dzięki nim dostęp do książki w mniejszych miejscowościach i osiedlach.  

 
Przedstawione powyżej fakty nie wyczerpują problemu cen podręczników. Trzeba bowiem wrzucić również kamyk do ogródka MEN i poszczególnych szkół. I postaram się wkrótce przedstawić swój punkt widzenia również w tym kontekście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz